104, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]03 września 2009 Nie wiem, co ci Amerykanie wyprawiają w Afganistanie oprócz wprowadzania najlepszego ustroju na świecie- demokracji. Najlepszego oczywiście, żeby dany kraj wprowadzić w stan anarchii. Według nowego prawa obowiązującego w Afganistanie mąż będzie mógł zagłodzić żonę, jeśli nie będzie chciała uprawiać z nim…. Seksu (???). A gdzie poszanowanie praw człowieka i praw kobiet? Gdzie są tamtejsze feministki, w rodzaju afgańskich Magdalen Śród, Jarug-Nowackich i Wand Nowickich? Żeby móc głodzić za niespełnienie obowiązków małżeńskich? Uchwalone prawo miało zapewnić poparcie konserwatywnych szyitów dla obecnego prezydenta Hamida Karzaja, gdyż dotyczy właśnie szyickiej mniejszości. A wiecie państwo, jaki był wcześniejszy projekt ustawy, który nie został przyjęty? Mówił o prawie męża do stosunku płciowego, co najmniej cztery dni w tygodniu i pozwalał na gwałt ze strony męża (???). U nas niektóre dziewczyny chorują na anoreksję i wcale to nie jest związane z obowiązkowym seksem.. A poza tym” Kobiety mają cudowny instynkt: potrafią wykryć wszystko z wyjątkiem rzeczy oczywistych”- jaki pisał Oskar Wilde. Ale dość żartów. Właśnie rusza kampania przeciw przemocy w rodzinie. Bo w polskich rodzinach dzieją się straszne rzeczy. Biją, siniaczą, gwałcą i molestują. No i dają klapsy, które według Lewicy wszelkiej maści- są niemoralne i gwałcące prawo dziecka do… niedostawania klapsów. Nawet pan minister Andrzej Czuma z Platformy Obywatelskiej jest przeciwny przemocy w rodzinie. Ale nie tak skrajnie, żeby zaraz karać za klapsy. Natomiast pani Ewa Kopacz jest przeciwna, żeby jakiś facet trzymał dziecko w zimniej wodzie tylko, dlatego, że źle się dziecko uczy(????). Czy oni zupełnie powariowali? Do całości propagandowego hałasu przyłączył się aktor Piotr Adamczyk, który też nie chce, żeby dorośli bili dzieci. Również Anna Przybylska(”Europejka”), znana aktorka i uczestniczka poprzedniej propagandowej hucpy dotyczącej przyłączenia Polski do Unii Europejskiej, też jest przeciwnikiem bicia dzieci. Piosenkarka, pani Anna Wyszkoni – również. Podobno w Polsce jest – według wydziału propagandy i agitacji policji- 100 000 faktów przemocy w rodzinach rocznie(???). To jest chyba tak jak z pijanymi kierowcami, których Policja Obywatelska tysiącami zgarnia z polskich dróg.(!!!). Wyobrażam sobie, że siedzi taki sobie dyżurny policjant obywatelski, i przekazuje wymyślone informacje do mediów… Dzisiaj 2000 pijanych kierowców zatrzymanych, jutro 5000, a – pisałem już państwu- we Wszystkich Świętych kilka la t temu -Policja Obywatelska zatrzymała 10 000 pijanych kierowców(????). W ciągu jednego dnia! Czy ktoś o zdrowych zmysłach uwierzy w coś takiego? A swoją drogą Policja Obywatelska powinna zorganizować, szczególnie wobec osób tzw. publicznych, walczących z czymkolwiek wyimaginowanym i nadmuchanym, na przykład z przemocą w polskich rodzinach- akcję” Trzeźwy Poranek”. Nie wiem czy państwo wiecie, na czym polega ta akcja Policji Obywatelskiej. Funkcjonariusze PO blokują wybrany przez siebie odcinek drogi z samego rana i dwaj sprawdzać wszystkich kierowców w zorganizowanym kotle, czy są trzeźwi, czy też nie.. Przypomina to akcje organizowane przez Niemców w czasie okupacji. Przy czym Niemcy nie sprawdzali trzeźwości Polaków. Nie mieli takiej ilości alkomatów, ale za to mieli potrzeby w zakresie siły roboczej. Po prostu wywozili na darmowe roboty do Niemiec. Zresztą są już plany, żeby kierowcy wozili sami swoje alkomaty i dmuchali w nie przy każdej okazji, a najprędzej przy okazji spotkania z Policjantem Obywatelskim. Ile jeszcze sposobów upodlania człowieka wymyślą socjaliści? Można robić kotły na wybranych odcinkach drogi, ale takich, z których kierowca nie będzie mógł uciec, na przykład do lasu. Kotły drogowe mogłyby dotyczyć na przykład potencjalnej możliwości posiadania narkotyków, otwartych butelek piwa bezalkoholowego, trójkątów ostrzegawczych, fotelików dla dzieci, gaśnic przeciwpożarowych, kół zapasowych i kocy. Nie wiem dokładnie, jakich, ale jakieś koce muszą być wożone obowiązkowo, bo tak zażyczył sobie ustawodawca w trosce o nasze bezpieczeństwo. Spirala głupoty nakręcą się już sama, bo wobec takiej skali? Rozbójnik na drodze żąda twoich pieniędzy albo życia; policjant obywatelski- twojej wolności i posłuszeństwa. Do akcji „Przemoc w rodzinie” potrzebni będą szkolni pedagodzy i większa ilość ministerstw. Nie, to nie ja wymyśliłem.. Jedna z osób uczestniczących w hucpiarskiej konferencji zaproponowała, żeby oprócz tych zebranych, tzn. oświaty, zdrowia psychicznego i sprawiedliwości- w akcji uczestniczyły pozostałe ministerstwa(!!!). Więcej ministerstw niech rząd rzuci w wir walki z globalną przemocą w rodzinie! A jak brakuje- to niech utworzy nowe.! Niech z przemocą walczy Ministerstwo Gospodarki, Kultury, Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Infrastruktury. Już widzę pana wicepremiera Pawlaka jak walczy z przemocą w rodzinie w swoim Ministerstwie Gospodarki. No i Ministerstwo Skarbów, pod batutą pana ministra Grada. Chyba tylko przez niedopatrzenie nie ma jeszcze Ministerstwa Przemocy w Rodzinie. Byłoby więcej wesołych miejsc pracy. No i mniej przemocy w rodzinie. Bo przemoc wobec nas podatników, pozostanie. Pani minister Ewa Kopacz z Platformy Obywatelskiej zaproponowała nawet „ bezpłatne” robienie obdukcji(???).- wszystkim pokrzywdzonym przez przemoc w rodzinie.” Bezpłatne” – to znaczy my zapłacimy. Bo największa przemoc, jakiej dzieci doświadczają, na co dzień, to jest przemoc w rodzinie, a nie w państwie. I rodzina- jeszcze od Rewolucji Francuskiej - to największe siedlisko zła, jakie człowiek kiedykolwiek wymyślił Precz z rodziną! Nie będzie wtedy przemocy! Dyzma, przy nich wszystkich - to naprawdę mały pikuś. Czy on by coś takiego wymyślił? Bank Zbożowy, podkłady kolejowe, obligacje, przechowywanie zboża, żeby rząd za nie płacił… Ale Fundusz Pokrzywdzonych Dzieci? Bo zapomniałem państwo powiedzieć, że przy okazji krzywdzenia dzieci, rząd chce jeszcze powołać Fundusz Pokrzywdzonych Dzieci? I znowu wesołe miejsca pracy się pojawią, które będziemy musieli utrzymywać pod ustawowym przymusem. Dyzma dziećmi się nie zajmował.. zajmował się zbożem, w trosce o losy polskiego rolnictwa. Tym zajmuje się obecnie pan Marek Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego.. No właśnie, przypomniało mi się... Nie wiecie przypadkowo państwo, gdzie podziały się 2 miliony dolarów pana Gromosława Czempińskiego, które zniknęły tajemniczo z jego konta w Szwajcarii? Podobno ukradł mu jakiś Turek, ale skąd ten Turek miał dojście do numerów jego konta, skąd wiedział, że pan Gromosław ma takie pieniądze i dlaczego nikt tego Turka nie szuka?… No i skąd pan Gromosław Czempiński, oficer prowadzący pana Andrzeja Olechowskiego – miał takie pieniądze i za co je dostał? Są rzeczy na tym świecie, które jednak się nawet filozofom nie śniły.. Niektórzy to mają szczęście. Jak pisał Mikołaj Rej:” Kogo szczęście wyniesie, nich upaść się boi”. Ale pan Gromosław Czempiński niczego się nie boi.. Bo i kogo? WJR
Było to podstawowe hasło przewodnie najsłynniejszego z Ojców-Założycieli UPR, czyli śp. Stefana Kisielewskiego. Zrealizował je najdosłowniej śp.gen.August Pinochet Ugarte – i okazało się, że Chilijczycy (nie jacyś ludzie wyjątkowi, lecz mniej-więcej tacy sami jak Polacy, tak samo katoliccy, tak samo rozwydrzeni przez „liberalny” socjalizm) po roku tak ten system polubili, że gdy po 20 latach doszło do kolejnego referendum, i praktycznie cała prasa światowa zjechała do Chile, by namówić ludzi do głosowania przeciwko dyktaturze p.gen.Pinocheta, obiecując złote góry po „przywróceniu wolności” - to 48,5% wyborców głosowało dobrowolnie „za”. Tymczasem p.Tomasz Oleksy przysłał mi list: „Na grupie dyskusyjnej związanej z motocyklami pojawił się post na temat artykułu opisującego jak to Polacy starają się oszukać ubezpieczycieli. W nawiązaniu napisałem, że równie nieuczciwe jest zmuszanie ludzi do płacenia na ubezpieczenie od OC. Na co przytłaczająca większość ludzi gwałtownie skomentowała to, że chyba jestem nienormalny - chociaż wyraźnie pisałem o zniesieniu obowiązku (a nie możliwości) ubezpieczenia. Główny argument, jaki się pojawiał to "A co będzie, jeżeli rozwalisz mi drogi samochód, połamiesz nogi i nie będzie Cię stać na spłatę roszczenia". Jeżeli społeczeństwo z taką wrogością znosi likwidację wydawać by się mogło drobiazgu, jakim jest obowiązek płacenia na ubezpieczenie od OC - to jak będzie przeciwstawiać się likwidacji ZUSu, KRUSu, pomocy socjalnej itd."No, cóż: jeśli chcemy argumentować, to należy zajrzeć do orzeczeń sądowych. Sądy codziennie orzekają odszkodowania – za to, że dziecko rozwaliło komuś szybę w samochodzie, za to, że ktoś podpalił sąsiadowi chałupę, że zdefasonował nos swojej niewiernej dziewczynie-modelce ($500.000...) - i tak dalej. Jakoś nikt jeszcze (oj – bym nie napisał tego w złą godzinę – tfu, tfu!) nie wpadł na pomysł by WSZYSTKICH pod przymusem ubezpieczyć OD WSZYSTKIEGO (o czym napiszę wieczorem na portalu...) No, to, jeśli godzimy się, że sąsiad-menel może zniszczyć nasz dom – i pieniędzy odeń za Chiny nie ściągniemy – to niby, dlaczego akurat w komunikacji mają obowiązywać ubezpieczenia? Jak ktoś się tego boi, to może wykupić sobie NW lub AC! Dokładnie tak samo, jak mogę sobie wykupić ubezpieczenie od ognia. I po problemie. Natomiast jest inny problem: większość (NB.: nie taka znów przytłaczająca...) motocyklistów oburza się – podświadomie obawiając się, że to oni musieliby płacić po spowodowaniu wypadku. Co oznacza, że większość z nich (i samochodziarzy też, oczywiście!) gdyby nie było OC, jeździłaby znacznie, znacznie ostrożniej! Istnienie ubezpieczeń od OC to po prostu zachęta do ludobójstwa. Być może z tych 500.000 ludzi, którzy co roku giną w wypadkach drogowych, połowa by żyła, gdyby nie istniało OC! Polski system karny zabrania publicznej zbiórki na pokrycie grzywny nałożonej na przestępcę. System OC jest znacznie gorszy: to obietnica gwarantowanego z góry pokrycia szkody!!!Powiedzmy jasno: system OC trzeba po prostu zlikwidować. Pod przymusem. „Wziąć za pysk – i wprowadzić liberalizm!”. Po roku ludzie przywykną – i polubią... JKM
Przykrywkowcy zalegendowani Co może łączyć biznesmena w garniturze od Hugo Bossa, napakowanego sterydami gangstera ze złotym łańcuchem na szyi i marszanda potrafiącego z pamięci wymienić wszystkie dzieła rafaelitów? Miejsce pracy. To policjanci z wydziału operacji specjalnych. Śląsk. Policjanci rozpracowują groźną grupę przestępczą, tzw. zapaśników. Gang jest hermetyczny, trudno zebrać dowody przestępstw. Do akcji wkracza wydział operacji specjalnych CBŚ. W struktury gangu ma przeniknąć policjant udający gangstera, nazwijmy go Georg. Mieszka w wynajętej willi, jeździ wypasionym Mercedesem, ma portfel pełen pieniędzy. Bandyci spotykają się w ekskluzywnym klubie. Georg zaczyna bywać w tym lokalu. Zamawia najdroższe trunki, rozdaje sute napiwki. Zapaśnicy szybko zauważają nowego bywalca. Wygląda jak oni, podobnie ubrany, obwieszony złotem, jego twarz zdobią liczne szramy. Czego ten koleś tu szuka, zastanawiają się. Podstawiają mu dziewczynę. Ta wyciąga od Georga, że chce kupić kokainę. Każdą ilość. Słyszał, że w tym klubie można to załatwić. Mija jeszcze kilka tygodni, zapaśnicy obserwują go wnikliwie, śledzą. Dochodzą do wniosku – jest czysty. Którejś nocy to oni zapraszają Georga do swojego towarzystwa. Prowadzą na zaplecze. – Pojawia się talerz z koką – opowiada Georg. – Oni wciągają i ja muszę wciągać. Robię to. Po kokainie rozwiązują się języki. Georg sprzedaje nowym znajomym swoją misternie ułożoną legendę. Zdobywa ich zaufanie. Umawiają się na transakcję. – Do willi wracam o piątej nad ranem. Marzę tylko o jednym – o spaniu – wspomina. – Ale tam czeka na mnie moja szefowa. Daje mi papier i każe pisać wszystko, co wiem, co widziałem. Kolejne pięć godzin piszę raport. Byłem mocno naćpany, ale zwyciężyło poczucie obowiązku. Następnego dnia zawinęliśmy tę grupę. Ta operacja trwała kilka miesięcy, była kosztowna i niebezpieczna, ale zakończyła się sukcesem. Georg uczestniczył w kilkunastu podobnych akcjach. Jeździł po całej Europie. Raz był gangsterem, raz handlarzem złota, biznesmenem, kokainistą, byłym sportowcem, skorumpowanym urzędnikiem. Ale nigdy nie wolno mu było zapomnieć, że działa w imieniu prawa i nie może go złamać. Georg był funkcjonariuszem elitarnej grupy przykrywkowców, policjantów wkradających się w łaski przestępców, udających, że są jednymi z nich. To ryzykowna zabawa. Blizny na jego twarzy nie były charakteryzacją.
Życie jak w kinie W Polsce policyjny wydział operacji specjalnych powstał w połowie lat 90., przy Biurze ds. Przestępczości Zorganizowanej (słynne Pezety). Wśród pomysłodawców był Adam Rapacki, dzisiaj wiceminister spraw wewnętrznych. Korzystano ze sprawdzonych w Europie Zachodniej wzorów. Tam policjanci pod przykryciem pojawili się 20 lat wcześniej. Na czele wydziału stanął Tomasz Warykiewicz, wcześniej szef krakowskiej grupy policyjnej Antygang. Jeździł do Anglii, szkolił się i podpatrywał. I od podstaw stworzył nową jednostkę policjantów do zadań specjalnych. Wyszkolił ponad pięćset osób (w tym ok. 10 proc. kobiet), ale do dzisiaj pozostało ich w służbie nie więcej niż trzydzieści. Sam Warykiewicz jest już poza policją, podobnie jak Georg, legenda wydziału operacji specjalnych. Robert, emerytowany już oficer operacyjny policji i przykrywkowiec (imię zmieniliśmy na jego prośbę), zajmował się także rekrutacją i szkoleniem PPP (Policjantów Pod Przykryciem). – To bardzo niebezpieczna, wcale nie ekstrapłatna i cholernie stresująca robota. Trudno czasem zrozumieć, dlaczego człowiek się w to pakuje. To przygoda, ale ryzykowna – opowiada. Jedna z pierwszych operacji z udziałem PPP została przeprowadzona niespełna 10 lat temu w Warszawie. Policja dostała informacje o poważnym dilerze narkotyków. Był nim Piotr S. ps. Sajur (potem jeden z szefów warszawskiego półświatka, obecnie aresztowany). Z Sajurem skontaktowali się dwaj Niemcy polskiego pochodzenia – w rzeczywistości policjanci pod przykryciem. Zamówili 3 kg amfetaminy i oferowali za nią 15 tys. dol. Targu miano dobić w wynajętym pokoju w hotelu Victoria w Warszawie. Sajur z towarem wysłał do pokoju swoją znajomą, a sam czekał w foyer hotelu. Przykrywkowcy zatrzymali kurierkę, a Sajura dopadli obstawiający okolicę inni policjanci. – To było ćwiczenie warsztatowe – mówił potem dziennikarzom Adam Rapacki, wówczas szef Biura ds. Narkotyków KGP. Na kursach trwających nawet po kilka tygodni Robert uczył, jak kłamać i jak rozpoznać kłamcę. Pokazywał sposoby manipulacji, opowiadał o języku ciała, wyjaśniał niuanse rozmowy agenta z podejrzanym. – Odpadali ci, którzy choćby nawet potrafili przebrać się za Marilyn Monroe, ale nie umieli słuchać, zdobywać zaufania. Sita rekrutacji miały bardzo ciasne oczka. Wyłapywaliśmy każdą słabość: panienki, hazard, alkohol, niechęć wobec Żydów czy Murzynów, od razu skreślały z listy. Nawet, jeśli były to tylko symptomy słabości. Możliwość dekonspiracji była zbyt duża, by ryzykować – opowiada. Na zajęciach praktycznych przyszli przykrywkowcy uczą się aktorstwa, umiejętności przebierania, charakteryzacji. – Jestem przekonany, że wielu z nich, gdyby chciało, zrobiłoby karierę w filmie – śmieje się Robert. By maksymalnie utajnić nawet szkolenia, odbywają się one często za granicą. Zdarzają się także przypadki szkoleń bardzo brutalnych. Kandydat porywany jest z ulicy, wsadzany do bagażnika i wywożony do lasu, bity, straszony bronią. Nie wie, czy to jeszcze szkolenie, czy już dekonspiracja. Padają pytania o rodzinę, pracę, przyjaciół. – Musi być przygotowany na wszystko. A jeśli w czasie zadania zostanie zdekonspirowany? Gangsterzy mogą nie mieć oporów – mówi nasz rozmówca.
Przez Słowaka do Słowika W każdej operacji specjalnej z udziałem przykrywkowca działa grupa zadaniowa. Na jej czele stoi dowódca zwany covermanem. Prowadzi akcję i podejmuje decyzje. To wyłącznie z nim kontaktuje się przykrywkowiec (zwany też operatorem). Zwykle w pobliżu działa inny policjant pod przykryciem. Ten z kolei ma jedno zadanie – dyskretnie chronić operatora. Ochroniarze też są starannie wyselekcjonowani, też kończą skomplikowane szkolenia i podobnie jak przykrywkowcy toczą niebezpieczne gry. Wchodzą w skład Zespołu Bliskiego Zabezpieczenia (ZBZ). Kiedy przykrywkowiec i jego ochroniarz zaczynają operację specjalną, dostają nową tożsamość, czyli, jak nazywają to policjanci, zostają zalegendowani. Wyposaża się ich w spreparowane dokumenty, od tej pory noszą nowe imię i nazwisko, posługują się fikcyjnymi numerami PESEL i NIP. Uczą się na pamięć nowych życiorysów. Tak przygoto...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plvader.opx.pl