107. Ashley Anne - Tajemnice Opactwa Steepwood 12 - Podstęp lorda Exmoutha, harlekinum, Harlequin Romans ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Anne Ashley

PODSTĘP LORDA EXMOUNTHAROZDZIAŁ PIERWSZY

Wyraźny brak entuzjazmu sprawił, że częściowo złożona suknia wyślizgnęła się Robinie z dłoni, a ona zapatrzyła się w okno, po ulicy bowiem przejeżdżała bardzo elegancka kolaska zaprzężona w dwa pięknie dobrane gniadosze.

Zważywszy na to, że sezon oficjalnie zakończył się przed tygodniem, Londyn pozostawał jeszcze zaskakująco gwarny, a wielu przyjezdnych nad wyraz opieszale szykowało się do powrotu na wieś lub przeprowadzki do nadmorskich kurortów, których odwiedzanie latem weszło ostatnio w modę.

Tak się złożyło, że Robina z wielkim zadowoleniem myślała o powrocie do domu, do hrabstwa Northampton, o ponownym odetchnięciu świeżym, wiejskim powietrzem i zobaczeniu się z ojcem oraz siostrami. Nie była jednak taka naiwna, by sądzić, że z dnia na dzień przyzwyczai się znowu do zacisza plebanii w Abbot Quincey po spędzeniu ponad trzech miesięcy w stolicy i nacieszeniu się rozrywkami dostępnymi podczas sezonu, który poczytywała sobie za całkiem udany.

Mimo że była córką wiejskiego pastora i nie miała znacznego posagu, zdołała zwrócić na siebie uwagę dwóch bardzo zacnych dżentelmenów, z których obaj - w co ani przez chwilę nie wątpiła - byliby bardzo troskliwymi mężami. Jednak wskutek namów matki posłusznie odrzuciła oświadczyny obu kandydatów, żywiąc nadzieję, że nie naraża tym żadnego z nich na długotrwały smutek. Sama zresztą też swojej decyzji ani trochę nie żałowała.

Ani panu Chardowi, ani wielebnemu Simonowi Sutherlandowi nie udało się rozpalić tego złudnego płomienia, który pragną odkryć w swoim wnętrzu wszystkie młode damy o romantycznym usposobieniu. Robina zakończyła swój pierwszy i zapewne jedyny londyński sezon odrobinę bardziej doświadczona i niewątpliwie wolna od sercowych udręk. Myśląc o tym, mimowolnie westchnęła. Wcale nie była bowiem pewna, czy będzie mogła to samo powtórzyć z końcem lata.

Zupełnie niespodziewanie doznała kolejnego przypływu paniki. Dlaczego, och, dlaczego zdecydowanie nie odmówiła, gdy pierwszy raz otrzymała tę propozycję? Dlaczego pozwoliła się namówić na wyjazd do Brighton z lady Exmouth, skoro w głębi serca od samego początku wiedziała, że wdowa w rzeczywistości wcale nie potrzebuje damy do towarzystwa, lecz szuka potulnej żony dla swojego syna.

Przerwawszy pakowanie na dobre, Robina bezsilnie opadła na łóżko. Nie pierwszy raz przeklinała swój brak stanowczości.

Nie chodziło o to, że syn lady Exmouth budzi w niej niechęć. Trudno byłoby o twierdzenie bardziej odległe od prawdy. Lord Exmouth był dżentelmenem o bardzo miłej powierzchowności. Może nie typem zuchwałego i zabójczo przystojnego bohatera tanich powieści, ale atrakcyjności nie można mu było odmówić, los bowiem obdarzył go okazałym wyglądem i posturą człowieka szlachetnie urodzonego. To, że skończył już trzydziesty piąty rok życia, nie było aż tak wielką wadą, Robina wiedziała bowiem z wiarygodnych źródeł, że starszych dżentelmenów jest zazwyczaj łatwiej owinąć sobie dookoła małego palca.

Na uśmiech lord Exmouth pozwalał sobie rzadko, za to często w jego ładnych, ciemnych oczach pojawiał się cyniczny błysk, często też ich właściciel pogrążał się w głębokim milczeniu. Do tego wszystkiego Robina bez wątpienia mogłaby się z czasem przyzwyczaić, wiedziała jednak, że jeśli zdecyduje się na małżeństwo, to nigdy nie pogodzi się z pozycją drugiej kobiety w życiu wybranego mężczyzny. A takiego właśnie losu bardzo się obawiała, gdyby nierozważnie zgodziła się związać z lordem Danielem Exmouthem.

Smutno westchnęła, przypominając sobie liczne pogłoski krążące na temat przystojnego wdowca. Gdyby choć połowa z nich była prawdą, nieszczęsny baron byłby teraz tylko cieniem dawnego człowieka.

Wiele osób twierdziło, że po śmierci żony w tragicznym wypadku półtora roku temu popadł w głęboką rozpacz. Inni twierdzili, że ponieważ baron akurat sam powoził, gdy powóz się przewrócił, zabijając jego żonę i kuzyna sąsiada, wyrzuty sumienia przemieniły go z towarzyskiego człowieka w zgorzkniałego sceptyka, który unika radości w życiu. Mimo smutnego wyrazu oczu i częstego przebywania w dobrowolnym osamotnieniu lord Exmouth wciąż potrafił się czasem zdobyć na uprzejmość i okazać ujmujące maniery. Niestety, nie zmieniało to faktu, że panna czy wdowa, która zdecydowałaby się zostać jego drugą żoną, zawsze żyłaby w cieniu pięknej Clarissy.

Nagłe pojawienie się matki w sypialni położyło kres tym melancholijnym rozważaniom. Robina machinalnie wstała, by wrócić do przerwanego pakowania.

- Wielkie nieba, dziecko! Jeszcze nie skończyłaś? Co ty, na Boga, robiłaś tyle czasu? Doskonale wiesz, że służba lady Exmouth ma przyjechać w południe po twój kufer.

Robina zerknęła na matkę i nie pierwszy raz pożałowała, że nie umie lepiej rozpoznawać jej nastrojów, Ton matki wydawał się lekko karcący, ale z jej miny nie można było domyślić się rozdrażnienia.

Czy ten moment był odpowiedni? Czy mogła liczyć na zrozumienie matki, osoby nie zawsze najprzystępniejszej, jeśli zwierzy się ze swoich złych przeczuć co do pobytu w Brighton? A może nierozsądnie zwlekała z tą rozmową i było już za późno?

- Mamo, zmieniłam zdanie w sprawie wyjazdu z lady Exmouth - powiedziała szybko, żeby broń Boże się nie rozmyślić. - Zdecydowanie wolałabym wrócić z tobą do Abbot Quineey.

Sekundy wolno płynęły naprzód, a Robina wpatrywała się w twarz matki z nadzieją dostrzeżenia jakiejkolwiek reakcji na to niewczesne wyznanie, ale lady Elizabeth jak zwykle nie dała niczego po sobie poznać.

Skąd ta nagła zmiana, dziecko? - Znowu w jej perfekcyjnie opanowanym głosie zabrzmiała tylko ledwo zauważalna nuta zniecierpliwienia. - Nie tak dawno skakałaś z radości na myśl o spędzeniu lata nad morzem. Nikt w najmniejszym stopniu nie wywierał na ciebie nacisków, kiedy złożono ci tę propozycję. Sama z własnej woli przyjęłaś to jakże uprzejme zaproszenie lady Exmouth.

Temu Robina nie mogła zaprzeczyć. Nigdy nie ukrywała, że polubiła lady Exmouth od chwili, gdy ją poznała, a perspektywa przedłużenia okresu beztroskich rozrywek o kilka tygodni, spędzonych w gościnie u tej przemiłej i bardzo towarzyskiej damy, było pokusą nie do odparcia dla córki wiejskiego pastora, która szybko odkryła u siebie upodobanie do światowego życia. Dopiero po wizycie w hrabstwie Hamp, gdzie uczestniczyła w przyjęciu dla niewielkiego grona osób, wydanego z okazji zaręczyn księcia Shambrook z lady Sophią Cleeve, naszły ją poważne wątpliwości.

- A więc nie zobaczymy się aż do jesieni - powiedziała jej dobra przyjaciółka Sophia, gdy Robina mimochodem wyjawiła jej zamiar spędzenia lata w Brighton na zaproszenie lady Exmouth.

Stały właśnie przed okazałą rezydencją księcia i wymieniały pożegnania. Nagle w oczach Sophii pokazał się błysk przekory, gdy dodała ciszej:

- Czy wobec tego mam pogratulować ci już teraz, czy poczekać na oficjalne ogłoszenie, ty przebiegła istoto?

Robina dobrze pamiętała, z jakim zdumieniem popatrzyła na przyjaciółkę.

- Nie bardzo cię rozumiem, Sophio. Przecież to tobie należy gratulować, a nie mnie.

- W tej chwili tak - przyznała rozbawiona. - Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, rozumie, że wkrótce i ty włożysz na palec piękny zaręczynowy pierścionek.

Robina pamiętała również śmiech przyjaciółki, który poprzedził dalszy ciąg żartobliwej przemowy.

- Nie można bez wywołania rozgłosu odrzucić rozsądnej propozycji małżeństwa, jeśli zachęca się do zalotów pewnego dżentelmena i z podziękowaniem przyjmuje zaproszenie do spędzenia lata z matką tegoż dżentelmena. Nie sądzisz chyba, że ludzie nie umieją skojarzyć prostych faktów. Wszyscy już wiedzą, że znalazłaś obiekt uczuć. Sama niedawno zakochałam się jak szalona, umiem więc dostrzec oznaki tego stanu, moja droga. Jeśli wolisz, żebym jeszcze trochę poczekała, zamiast od razu złożyć ci serdeczne życzenia, to proszę bardzo, wystarczy, żebyś mi to powiedziała.

Robinie z wrażenia odebrało mowę i nie wyrzekła ani słowa, dlatego od tamtej pory była ofiarą wyjątkowo nieprzychylnych aluzji i najokropniejszych domysłów.

Czyżby naprawdę nasunęła lordowi Exmouthowi przypuszczenie, że jego oświadczyny byłyby miłe widziane? Ostatnimi czasy nieustannie zadawała sobie to samo pytanie i miała coraz mniej pewności, że zna na nie odpowiedź.

Niezaprzeczalnie, zanim jeszcze złożyły z matką krótką wizytę w hrabstwie Hamp, ani razu nie odmówiła lordowi Exmouthowi wspólnego tańca, ilekroć spotykali się na przyjęciu. A to, jak nagle zauważyła, zdarzało się stanowczo zbyt często, by widzieć w tym jedynie dzieło przypadku. Mogła tylko się dziwić swojej łatwowierności, skoro dotąd uważała, że ich ciągłe spotkania są zrządzeniem losu, a nie - jak teraz była skłonna podejrzewać - skutkiem planów obu matek.

Lady Exmouth musiała sądzić, że cicha, potulna córka wiejskiego pastora będzie idealną osobą do opieki nad dwiema wnuczkami pozbawionymi matki i osłodą życia jej załamanego syna, a jednocześnie nie postawi w zamian zbyt wielkich żądań. Z dużą dozą prawdopodobieństwa Robina mogła założyć, że jej matka rozumuje podobnie i w niezbyt odległej przyszłości oczekuje bardzo korzystnych zaręczyn swej najstarszej córki.

Czy mogę o coś cię spytać, mamo? Czy liczysz na to - ciągnęła, nie czekając na odpowiedź - że lord Exmouth jeszcze przed końcem lata poprosi o moją rękę?

Wyraz twarzy lady Elizabeth pozostał nieprzenikniony, a mimo to Robina czuła, że bezceremonialność tego pytania zmieszała matkę. Prawdę mówiąc, sama się sobie dziwiła, że znalazła dość odwagi, by postawić tak jasno sprawę. Zasadą było, że matkę traktuje się z największym szacunkiem, toteż Robinie nigdy nie podsunięto myśli, że można zakwestionować decyzję rodzicielki.

Widocznie jednak lady Elizabeth nie poczytała jej tego pytania za impertynencję, bo po chwili namysłu odpowiedziała:

- W każdym razie wierzę, że lord Exmouth nie jest ci obojętny, Robino. Nie zaprzeczam, że w razie gdyby poprosił cię o rękę, byłabym zachwycona. Tak. To wspaniała perspektywa małżeństwa, o wiele lepsza, niżbym się spodziewała. Miałabyś na zawołanie powozy, klejnoty i piękne stroje. Nie zbywałoby ci na niczym, dziecko.

Na niczym z wyjątkiem miłości, chciała zripostować Robina, ale wytrwała w milczeniu, przyglądając się, jak matka z gracją podchodzi do okna.

- Na pewno rozumiesz też, że gdybyś poślubiła Exmoutha, wzrosłyby szanse twoich sióstr na znalezienie odpowiednich mężów. Naturalnie to przypomnienie wcale nie służy temu, abyś poświęciła swoje szczęście dla dobra sióstr. Nie mam takich wymagań wobec ciebie i daleko mi do tego. Gdybym sądziła, że sprzyjasz już komuś innemu, nie próbowałabym nawet wysuwać sugestii, że mogłabyś zacieśnić znajomość z wdowcem... Ale przecież nie jesteś zakochana, prawda, Robino?

- Nie, mamo - odrzekła szczerze, choć z nutą melancholijnej zadumy, którą czujna matka bez trudu wychwyciła.

Lady Elizabeth odwróciła się plecami do okna i jeszcze raz zmierzyła córkę wzrokiem.

- Ale chciałabyś mieć, co? Żałujesz, że podczas sezonu nie poznałaś ani jednego mężczyzny, na widok którego mocniej zabiłoby ci serce. Rycerza z bajki, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia. - Śmiech lady Elizabeth, choć nieoczekiwany, nie był pozbawiony ciepła i wyrozumiałości. - Och, dziecko. Też byłam kiedyś młoda i pamiętam, jakie niemądre pomysły przychodzą do głowy dziewczynie w tym wieku. Pamiętaj, moja droga, że bardzo niewiele panien naszego stanu zawiera małżeństwa z miłości. Może nawet to dobrze... Bądź co bądź, miłość jest luksusem, na który stać tylko nielicznych.

Po chwili milczenia wolno ruszyła ku drzwiom.

- Ani twój ojciec, ani ja za nic nie próbowalibyśmy cię zmusić do małżeństwa z mężczyzną, którego nie możesz polubić i obdarzyć szacunkiem. Wydaje mi się jednak, moje dziecko, że nie jesteś obojętna lordowi Exmouthowi. Dlatego proszę cię, żebyś dobrze się zastanowiła, zanim odrzucisz oświadczyny, które mogą być twoją jedyną szansą w życiu na wspaniałe zamążpójście.

Patrząc na cicho zamykane drzwi, Robina uświadomiła sobie, że w ciągu ostatnich kilku minut matka wyjawiła jej o sobie więcej niż przez wiele lat.

Bardzo długo żyła w przeświadczeniu, że małżeństwo jej rodziców zostało zawarte z miłości. Dumna lady Elizabeth Finedon, córka księcia, postanowiła poślubić wielebnego Williama Percevala, młodszego syna zbiedniałego baroneta.

Trudno było doszukiwać się innej oprócz miłości przyczyny takiego mariażu. Robina dopuszczała jednak myśl, że w miarę upływu lat musiały zdarzać się chwile, gdy matka żałowała pójścia za głosem serca, które wzięło górę nad rozsądkiem.

Jej ojciec, czcigodny i bardzo pryncypialny człowiek, nie ukrywał bynajmniej, że nie co innego jak znaczny posag żony umożliwia rodzinie życie we względnym dostatku, choć może nie w luksusie. Mimo to jedynie dzięki bardzo oszczędnemu gospodarowaniu pastor z Abbot Quincey i jego żona zdołali zapewnić swej najstarszej córce sezon w Londynie.

Robina wiedziała, że jej rodzice mają poważny zamiar stworzenia tej samej możliwości jej trzem młodszym siostrom. Bliźniaczki, Edwina i Fryderyka, oczekiwały debiutu w następnym roku, co naturalnie łączyło się z jeszcze większymi wydatkami. Nic dziwnego, że lady Elizabeth chciała, by jej najstarsza córka zdążyła zawczasu uporządkować sobie życie.

Zerknęła na zapakowany do połowy kufer i ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Dla rodziców sfinansowanie jej sezonu w Londynie wcale nie było łatwe. Zwłaszcza matka przez wiele lat odmawiała sobie niejednego, byle tylko jej córki miały przynajmniej niewielki posag. Czy nie nadszedł czas, by okazała wdzięczność rodzicom i odwzajemniła się za troskę?

Podniosła z podłogi wytworną suknię, pieczołowicie ją złożyła i umieściła na innych już spakowanych strojach.

Pięknie dobrane gniadosze, które przykuły uwagę panny Robiny Perceval, zatrzymały się mniej więcej dwadzieścia minut później przed domem na Curzon Street. Stangret w średnim wieku, siedzący obok swojego pana na koźle, ochoczo przejął wodze, od dawna bowiem nie widział tak urodziwej pary koni, i z dumną miną przyjrzał się, jak dość wybredny właściciel gniadoszy zręcznie zeskakuje na ziemię.

Chociaż już nie pierwszej młodości, mężczyzna był nadal bardzo sprawny fizycznie i wcale nie mniej dziarski niż konie, które kupił tego ranka. Wysoki, szczupły i muskularny lord Exmouth wciąż zwracał uwagę swoim wyglądem i zdaniem wielu wreszcie zaczął zdradzać oznaki dochodzenia do siebie po tragicznym ciosie, jaki otrzymał od losu.

Niektórzy rozumieli sytuację lepiej. Byli to ci, którzy znali prawdę, lecz szacunek i oddanie kazały im milczeć. Należał do nich wierny Kendall, który śledził wzrokiem pana, znikającego w głębi domu.

Inny ważny przedstawiciel tej wzruszająco lojalnej grupy mieszkańców domu czekał w sieni, gotów wziąć od jego lordowskiej mości kapelusz i rękawiczki.

Starsza pani przekazuje pozdrowienia, i pyta, czy milord mógłby poświęcić jej kilka minut przed zamknięciem się w tym bibliotecznym więzieniu? - Kamerdyner pozwolił sobie na wątły uśmiech. - To są słowa starszej pani, nie moje, milordzie.

- Gdzie jest matka? Ufam, że już wstała.

- Istotnie, milordzie, ale wciąż jest w swojej sypialni. O ile wiem, dogląda pakowania kufrów przed podróżą.

Białe, równe zęby błysnęły w pogodnym uśmiechu.

- Ani przez chwilę nie sądziłem, Stebbings, że matka sama zajmuje się pakowaniem - odrzekł lord Exmouth i szybko pokonał dwa biegi schodów. Nie zauważył już tego, jak tłumiony śmiech wprawił w ruch przygarbione ramiona kamerdynera.

Lady Exmouth, wdowę po baronie, która od wielu lat była w średnim wieku, znano z tego, że nie lubi się przemęczać, zwłaszcza jeśli może tego uniknąć. Nie zaskoczyło więc jej postawnego syna, że zastał matkę wyciągniętą na szezlongu, z jedną pulchną, ozdobioną licznymi pierścionkami ręką zawieszoną nad otwartym pudełkiem łakoci, znajdującym się na podorędziu.

Chwilę potem ręka drgnęła i znowu uszczupliła zawartość pudełka, a lady Exmouth obróciła głowę, by sprawdzić, kto wszedł do pokoju.

- Daniel, mój drogi! - Powitała go z wszelkimi oznakami zachwytu, podstawiwszy mu do cmoknięcia miękki, różowy policzek, i zastygła w oczekiwaniu, aż syn dopełni rytuału. - Powiadomiono mnie, że wyszedłeś dzisiaj z samego rana. Ufam, że nie zaniedbałeś śniadania.

- Nie, droga matko. Na pewno sprawi ci przyjemność, gdy dowiesz się, że apetyt niezmiennie mi dopisuje.

Tak, tak, masz to po twoim papie, zresztą nie tylko to. On nie był z tych wybrednych, gdy przychodziło do jedzenia, a mimo to nigdy nie miał na sobie ani grama zbędnego tłuszczu. - Żałośnie westchnęła. - A ja jem jak ptaszek i mam brzuch jak kuc szetlandzki.

- Ciekawe dlaczego? - mruknął Daniel, zerkając w stronę opróżnionego do połowy pudełka łakoci. Potem usiadł na krześle niedaleko szezlongu. - Podobno chciałaś mnie widzieć, mamo.

- Czyżby? - Wydawała się zupełnie zbita z tropu, ale Daniel dobrze wiedział, że wygląd matki bywa zwodniczy. Wprawdzie ostatnimi laty lady Exmouth trochę zgnuśniała i unikała ruchu, jeśli tylko mogła, ale jej zadumane piwne oczy dostrzegały zadziwiająco dużo. - Ach, tak! Miałam ci przypomnieć, że większość naszych bagaży odjeżdża już dzisiaj, bo doprawdy nie potrzeba nam całej piramidy rzeczy do wzięcia, kiedy i my wyruszymy w piątek.

- Sądzę, że Perm jak zwykle wszystkim się zajął i zrobił na czas to, co do niego należy.

- Ten twój osobisty służący jest prawdziwym skarbem, Danielu! Tak samo jak moja droga Pinner! - Zwróciła się ku kobiecie o ptasiej urodzie, zajętej składaniem strojów i rozmieszczaniem ich w pokaźnych rozmiarów kufrze, i odprawiła ją prawie niezauważalnym skinieniem głowy.

- Ufam, że cieszysz się na pobyt w Brighton, mój drogi - odezwała się, gdy zostali sami - i że z zadowoleniem zniesiesz towarzystwo swojej słabej, starej mamy jeszcze przez kilka tygodni. Muszę wyznać, że nasz wspólny pobyt w Londynie sprawił mi wiele przyjemności.

W oczach jego lordowskiej mości, bardzo podobnych kolorem i kształtem do oczu matki, pojawił się kpiący błysk.

- Nie jesteś ani słaba na umyśle, ani stara, moja droga. A ja nie jestem naiwny, przestań więc mnie zwodzić i zadaj wreszcie to pytanie, które masz na końcu swojego nieokiełznanego czasami języka! Inaczej mówiąc, spytaj mnie wreszcie, czy cieszę się z możliwości pogłębienia znajomości z panną Perceval. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi „tak”.

Wybuch radosnego śmiechu matki okazał się zaraźliwy i Daniel mimo woli się uśmiechnął.

- Może dobrze się stało, że spodziewam się wielu miłych chwil nad morzem, bo Montague Merrell i w ogóle połowa moich znajomych stanowczo uważa, że ta urocza córka pastora jest wymarzoną kandydatką na moją żonę.

To prawda! - zgodziła się lady Exmouth, skwapliwie przyłączając się do licznego chóru tych, którzy w ostatnich tygodniach zachęcali przystojnego barona do poważnego namysłu nad ponownym rzuceniem się na głębokie wody małżeństwa. - Drugiej tak uroczej panny bez wątpienia nie spotkasz.

- Nie przeczę.

- Jest posłuszna i obowiązkowa. Nie wtrącałaby się do twoich przyjemności i nie sprawiałaby ci kłopotów.

- Wolałbym nieco lepiej ją poznać, zanim wyrażę pogląd o niektórych cechach jej charakteru. Nie mogę pozbyć się podejrzenia, że panna Robina Perceval ma znacznie bardziej żywiołowy temperament, niż sądzi większość ludzi.

Lady Exmouth potraktowała tę uwagę jak krytykę, nie była jednak w stu procentach pewna, czy słusznie. Jej syn należał do tych irytujących ludzi, którzy zawsze umieli dobrze ukrywać swoje poglądy i uczucia. Nagłe jednak przez głowę przemknęła jej całkiem nowa i do tego niepokojąca myśl.

- Mam nadzieję, mój drogi, że nie oczekujesz znalezienia drugiej Clarissy. To ci się nigdy nie uda.

Jego lordowska mość przez chwilę przyglądał się matce bez słowa, z nieprzeniknioną miną, a potem nagle wstał i podszedł do okna.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że Clarissa była wyjątkową istotą - powiedział beznamiętnie, zachowując kamienną twarz. - Równie pięknej kobiety jeszcze nie spotkałem i wątpię, czy kiedyś spotkam.

Lady Exmouth, po mistrzowsku opanowując łzy, popatrzyła na syna z drugiego końca pokoju, ale zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od dnia tragedii Daniel ani razu nie próbował o tym rozmawiać, w każdym razie na pewno nie z nią, a gdy tylko padło imię Clarissy, natychmiast zamykał się w sobie i pogrążał w żałobie.

- Nie rób takiej ponurej miny, moja droga - łagodnie poradził matce. Odwrócił się akurat w porę, by dostrzec u niej ten sam grymas, który widywał również na wielu innych twarzach w ostatnim okresie. - Nie przyjechałem do Londynu w poszukiwaniu lustrzanego odbicia mojej żony. Przyjechałem wyłącznie po to, by znaleźć osobę, która chętnie zaopiekuje się moimi córkami i będzie dla nich dobra, a przy okazji, owszem, w pewnym sensie zajmie miejsce ich zmarłej mamy.

Jeśli to stwierdzenie miało uwolnić lady Exmouth od niepokoju, to całkiem chybiło celu.

- Żywiłam nadzieję, że w tej kwestii liczą się również twoje uczucia, Danielu, a nie tylko potrzeby córek. Czy doprawdy niczego nie czujesz do panny Perceval?

Zamilkł na tak długo, że już straciła nadzieję na to, iż zaspokoi jej ciekawość. I wtedy nagle powiedział:

- Uważam, że Robina Perceval jest jedną z najbardziej uroczych, układnych i uczciwych panien, jakie znam. Byłbym jednak dużo spokojniejszy, gdybym był przekonany, że przyjęła to zaproszenie do spędzenia lata w Brighton ze szczerą ochotą.

- Co chcesz przez to powiedzieć, Danielu?

Lady Exmouth wydawała się tak zdezorientowana, że omal głośno się nie roześmiał.

- Mamo, zawsze miałem wielkie uznanie dla twojej bystrości, ale muszę przyznać, że zdarzały się też sytuacje, gdy przedwczesne plany szkodziły twojej jasności sądu.

- Ale... ale... - Starszej pani na chwilę zabrało słów. - Jestem pewna, że się mylisz, Danielu. To dziecko po prostu skorzystało z okazji dotrzymania mi towarzystwa, gdy tylko ją o to poprosiłam.

- W to nie wątpię, matko. Bardzo szybko pojąłem, że chociaż panna Perceval ma w swej naturze uroczą powściągliwość, to nie jest w żadnej mierze przeciwna towarzyskim uciechom i bardzo dobrze bawi się w Londynie. Jest więc całkiem naturalne, że chce przedłużyć ten okres, jeśli nadarza się po temu sposobność. Wnoszę jednak, że umknęła twojej uwagi pewna rezerwa w zachowaniu, którą wyraźnie u niej widzę od powrotu z hrabstwa Hamp.

Lady Exmouth rzeczywiście niczego nie zauważyła. Bardzo była na siebie zła z tego powodu, gdyż nie ulegało dla niej wątpliwości, że Daniel, obdarzony wprost niezwykłą spostrzegawczością, nie omylił się ani trochę.

Ciekawe, co takiego mogło tam zajść, że zaczęła mieć wątpliwości, czy powinna nam towarzyszyć.

Syn znowu zmierzył ją kpiącym spojrzeniem.

- No, no, matko. Czyż to nie oczywiste? Ktoś uświadomił jej, czym naprawdę się kierowałaś, występując z zaproszeniem.

- Niektórzy ludzie są doprawdy zupełnie nietaktowni! A już wszystko tak dobrze się układało! - Wydawała się w tej chwili tak bardzo zirytowana, jak tylko może być zirytowana osoba pogodna z natury. - Danielu, dlaczego ludzie muszą się wtrącać do nie swoich spraw?

- To dziwne, mamo, ale przez ostatnie tygodnie zadaję sobie dokładnie to samo pytanie - powiedział i przesłał jej uśmiech naznaczony zarówno czułością, jak i irytacją. - Trudno, stało się. Ona już wie, jaki los przeznaczyłyście jej i ty, i jej matka.

- Danielu, to jest po prostu nieprawda! - Udało jej się wytrzymać spojrzenie syna przez pełne dziesięć sekund, zanim urządziła, pokaz poprawiania szala. - No, owszem, gdzieś mogłam niebacznie wspomnieć, że skoro okres oficjalnej żałoby dobiegł końca, to pewnie rozważysz, czy nie poszukać drugiej żony.

Wymownie spojrzał w sufit.

- Zaskakujesz mnie!

- Lady Elizabeth również mogła powiedzieć coś o tym, że jej najstarsza córką zdradza oznaki silnego instynktu macierzyńskiego, gdyż wykazuje niezwykłą wprost cierpliwość wobec swoich młodszych sióstr - ciągnęła tak, jakby syn wcale jej nie przerwał. - Zapewniam cię jednak, Danielu, że do głowy mi nie przyszło, by wystąpić z sugestią, że panna Perceval byłaby dla ciebie idealną żoną. Co to, to nie! Jesteś zbyt podobny do twojego drogiego ojca. Zawsze chętnie słuchasz innych, ale w końcu i tak robisz po swojemu.

- Dobrze, że wreszcie to doceniłaś, mamo, bo ułatwiasz mi powiedzenie tego, co zamierzałem. - Wciąż się uśmiechał, nie ulegało jednak wątpliwości, że jego głos nabrał dużo bardziej stanowczego brzmienia. - Od początku miałem szczery zamiar ulec twoim namowom i towarzyszyć ci do Brighton, chociaż naturalnie wiem, jaki cel naprawdę ci przyświeca... Nie, nie, proszę, pozwól mi łaskawie dokończyć. - Dla zaakcentowania swojej prośby uniósł rękę. - Owszem, zamierzam pogłębić znajomość z panną Perceval, o czym już wspomniałem. Ona wydaje mi się bardzo intrygująca. Na pewno może jeszcze zaskoczyć i mnie, i ciebie. Ale jedno jest dla mnie pewne. Panna Perceval w ogóle nie myślała o przyjęciu roli lady Exmouth, póki ktoś szczególnie życzliwy nie zwrócił jej uwagi, że właśnie taki los może ją czekać. Rzecz jasna nie wykluczam, że w przyszłości panna Perceval sama uzna to za wymarzoną okazję, obstaję jednak przy tym, żeby to była jej własna decyzja, a nie twoja albo jej matki... Czy wyrażam się jasno, moja droga?

- Tak, Danielu. Chcesz, żebym stała z boku i zostawiła sprawy ich własnemu biegowi.

- Właśnie!

Starsza pani znowu zainteresowała się pysznościami znajdującymi się tuż przy jej łokciu.

- Zgoda, Danielu. Możesz zalecać się do panny Robiny Perceval po swojemu, a ja nie będę się do tego wtrącać.

Daniel obserwował spod przymrużonych powiek, jak kolejny lepki przysmak znika między różowymi wargami. Miał przykre przeświadczenie, że matka nie będzie w stanie dotrzymać danego słowa.

ROZDZIAŁ DRUGI

Opierając się wygodnie o obite aksamitem wałki, lady Exmouth obserwowała przez okno powozu mijane krajobrazy i wspominała czasy, gdy w niezbyt odległej przeszłości droga do Brighton była ledwie widoczna i często nieprzejezdna. Wszystko to, naturalnie, szybko się zmieniło, gdy regent odkrył, że powietrze w tej małej i niewiele znaczącej miejscowości korzystnie wpływa na jego zdrowie. Brighton stało się modnym kurortem i teraz można było tam dojechać wieloma drogami, z których jedną dość powszechnie uważano za najnowocześniejszy trakt pocztowy w Anglii.

Lady Exmouth bez żalu pozostawiła wszystkie przygotowania do podróży oraz wybór trasy swemu bardzo rzutkiemu synowi. Odkąd Daniel po skończeniu dwudziestu jeden lat przejął tytuł barona, przejawiał talent organizacyjny i poczucie odpowiedzialności zdecydowanie ponad swój wiek. Nic dziwnego, że bardzo niewiele osób wyrażało wątpliwości, gdy zaledwie dwa lata po śmierci ojca Daniel ze spokojem ogłosił zamiar poślubienia swojej dziecięcej miłości.

Jak piękną kobietą była Clarissa! - pomyślała lady Exmouth, choć prawdę mówiąc, miała już kłopoty z wiernym przywołaniem obrazu tej uroczej twarzy w kształcie serca, otoczonej burzą złocistych pukli, i czystych niebieskich oczu.

Clarissa, córka zubożałego właściciela ziemskiego, niewątpliwie byłaby ozdobą sezonu, gdyby jej ojciec był w stanie sfinansować takie przedsięwzięcie, jak wyjazd do Londynu. Odkąd skończyła szesnaście lat, starali się o nią kolejno właściwie wszyscy kawalerowie w okolicy. Jednak Clarissa pozostała wzruszająco wierna jedynemu synowi swych najbliższych sąsiadów. Oboje tworzyli doprawdy wymarzoną parę, idealnie dopasowaną pod każdym względem. Gdy rok po ślubie urodziła się Hanna, szczęście młodych wydawało się dopełnione.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • vader.opx.pl
  • Szablon by Sliffka (© Łatwo być samemu, kiedy jest to twój własny wybór, znacznie trudniej, kiedy człowiek jest do tego zmuszony.)